poniedziałek, 30 listopada 2009

Andrzejki w przedszkolu

Było wróżenie. Mikołajowi wyszło że będzie weterynarzem, Poli, że będzie słynną piosenkarką, a mnie czeka podróż i przeprowadzka.

Powikłania po grypie..

Najpierw zapaliło mi się ucho, potem gaszenie było chyba obfite, bo zalało się zupełnie i teraz nic na nie prawie nie słyszę. Jest to trochę irytujące.

sobota, 21 listopada 2009

Pediatra w przychodni

Wczoraj byłam u lekarza z Mikołajem bo miał wysoką gorączkę, dalej zresztą ma i lekarka powiedziała że to jakiś wirus i żeby siedzieć w domu i i leczyć się domowymi sposobami. Spytałam czy nie przypadkiem słynny wirus NH-cośtam, a ona na to że nie. Spytałam czy on jest rzeczywiście taki groźny, powiedziała, że tak, szczególnie dla dzieci. Spytałam jakie są objawy, powiedziała, że takie same. Skąd więc wiadomo, że to nie to, a pani doktor powiedziała, że nie bo nie miał kontaktu. Nie spytała mnie czy nie wróciłam z dlekiej podróży ani o nic wogóle nie spytała. Jasnowidzka czy co?

piątek, 20 listopada 2009

Eksperyment nocnikowy pod znakiem zapytania.

Ręce mi opadają. Już ponad dwa tygodnie trwa oduczanie Poli sikania gdzie popadnie, a ona zupełnie nie zwraca uwagi na to gdzie sika. Jedyny postęp polega na tym, że już nie protestuje, gdy jej podstawię nocnik, tylko siada, choć nie zawsze efektywnie. Nie ma jednak mowy o tym, żeby sama na to wpadła. Miewam czasem myśli że to nie ma sensu, przecież i tak kiedyś się nauczy - dorośli nie chodzą z pampersami - jak to kiedyś powiedziała mi Sasza.

wtorek, 17 listopada 2009

Bank na całe życie.

Przejrzałam harmonogram spłat kredytu mieszkaniowego. Ostatnia rata ma zostać spłacona 15 stycznia 2038 roku. Będę wtedy miała 60 lat, mój mąż 61. Pola będzie miała dokładnie tyle lat ile teraz ja. Może być już więc mamą i miewać stany depresyjne. Mikołaj będzie starszy niż teraz jego tata. Nie mogę więcej pisać, bo boli mnie brzuch od śmiechu. Ogłaszam jeszcze, że 15 stycznia 2038 roku zapraszamy na imprezę.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Zmiana fryzurki

Wieczorem Pola powiedziała, że "cieba ocinać". Obcięłam więc trochę, a ona popatrzyła w lustro i powiedziała, że jeszcze. Tak długo mnie namawiała do tego fryzjerstwa, że teraz będę musiała ją ubierać w sukienki, żeby nie mówili do niej "chłopczyku".

Ala od kotów.

Poniedziałek w naszej kamienicy, jak się okazało, też był pełen zdarzeń. Właściwie to tym razem jedno ale wielkie. Paliło się mieszkanie mojej sąsiadki Ali. Ponieważ Ali nie było, jej stado kotów prawie się zaczadziło. Teraz cztery z nich są na obserwacji, być może pod kroplówką, a Ala w mieszkaniu na wpół spalonym, na wpół zalanym, bez ogrzewania i z wybitą przez strażaków szybą. Cały dzień chodziłam jak sparaliżowana i dopiero wieczorem udało mi się pójść do niej z jakimś wsparciem. Powiedziała, że tylko jedna osoba do niej zajrzała oprócz mnie. Ludzie nie lubią kotów, bo one chodzą po samochodach i robią dużo smrodu. Szczególnie w lecie bywa ciężko. Większość sąsiadów uważa ją za niewygodnego dziwaka. Może wydaje im się, że ona się zamienia w kota. Może nawet by chciała to zrobić, bo chyba woli zwierzęta od ludzi.
Nie mam pomysłu, gdzie można znaleźć szklarza, który wstawi jej szybę charytatywnie. Cały czas mam nadzieję, że sąsiedzi się jednak zlitują i zrobią zrzutę na okno.

niedziela, 15 listopada 2009

Niedzielny poranek na Targowej. Widok z trzeciego piętra na studnię naszej kamienicy.

Piętro trzecie - starsza pani karmi gołębie siedzące ciągle na jej parapecie. Gdy długo nie wygląda dobijają się do niej i zaglądają w szpary między firankami. Piętro drugie - brak oznak życia (zasłonięte okna jakąś przybrudzoną szmatą, na balkonie doniczki z ziemią i zaschniętymi roślinami. Piętro trzecie - zawsze czysto, flaga biało-czerwona wystawiona na balkon. Półpiętro (schody) - coś się zaświeciło - to płomień. Widzę dwie zakapturzone osoby, jedna to chyba dziewczyna. Mają rozłożone różne przedmioty na parapecie. Podgrzewają coś na łyżce, potem wyciąga strzykawkę. Odpakowuje - nowa. Ona (może on, nie wiem) dostaje strzała w rękę i wychodzi. Koleś jeszcze trochę się krząta, strzał, wychodzi. Pani z trzeciego piętra uśmiecha się, mówimy sobie dzień dobry. Odchodzę od okna. Pada deszcz, ale i tak wyjdę z domu. Pola ma parasolkę różową w kropki, a Mikołaj żółtą. Będzie miło..

piątek, 13 listopada 2009

Już w grudniu Libera będzie w Zachęcie

Wczoraj kąpałam się z Polą, a że postanowiłam ogolić sobie nogi. Pola była tym bardzo zainteresowana. Powiedziała, że ma malutkie włosy ale też chce się tak drapać.
Dzisiaj obejrzałam film "Jak tresuje się dziewczynki" Zbigniewa Libery.

W pewnym wywiadzie powiedział:
"Dla mnie był to fenomenalny przykład procesów, których oczywistości jesteśmy świadomi, ale których zazwyczaj nie dostrzegamy, jakby nie zdajemy sobie sprawy z ich obecności w naszym życiu".
Nie jesteśmy chyba w stanie wyznaczyć granicy między tym co naturalne, a tym co wyuczone.

Jest nadzieja

Właśnie przeczytałam dobrego niusa w Wyborczej: kryzys w Europie podobno się kończy. Nie przekłada się to jak na razie na moje telefony za pracą.

wtorek, 10 listopada 2009

Uległam. A może poległam.

Wszystko powinniśmy robić świadomie. Narzekać też. Kiedyś lubiłam jesień, ale odkąd Tomek co roku we wrześniu zaczyna swoją żałosną symfonię, to nawet uwierzyłam w to, że jest źle. A było tak miło, spadające liście działały na mnie inspirująco. Już nie.

Eksperyment nocnikowy. C. d.

Pola nie specjalnie robi sobie coś z tego że nie nosi pieluch. Zachowuje się jakby dalej je nosiła. Jest tylko taki malutki postępik - przestała (czasem przynajmniej) protestować, gdy proponuję żeby usiadła na nocnik. Nie wiele jednak w tym nocniku ląduje jak na razie. Zdecydowana większość nadal w majtkach, spodniach i na podłodze. No i jak pytam co to jest, to mówi, że to nie ona tylko Mikołaj. Hmm..

Przyszła Tosia

Tosia narysowała przed chwilą kwiatki. Jeden z nich był czerwony i Mikołaj powiedział że to w takim razie na pewno mak. A Tosia powiedziała, że nie żaden mak tylko oktawian, a ten następny to etawian, kolejny - atawian, a różowy to pitawian.
Potem bawili się w dom i Tosia urodziła Mikołajowi dziecko..

Miasto jest sztuczne.

Ludzie w mieście odsuwają myśl o przemijaniu i śmierci. Wczoraj wywieźli z Targowej wielką ciężarówkę brązowych, martwych liści. Nawet te z trawnika zabrali. Robili to bardzo sprawnie późnym wieczorem. No i przecież użyźniłyby trochę ziemię tym biednym drzewom. Tęsknię za bardziej naturalnym miejscem, jakaś wieś może..

piątek, 6 listopada 2009

Nowy gatunek w naszym domu.

Pojawił się u nas niedawno. Niewielkie ( jak na razie) pajączki z chudymi nogami. Jest ich parę w różnych miejscach. Nie robią klasycznych kółek pajęczynowych tylko takie nitki pomiędzy ścianami. Zdają się nas nie zauważać, albo lubią ryzyko - zupełnie się nie ukrywają. Jakoś te chude wydają mi się przyjemniejsze niż te grube, co to osiedliły się u nas wcześniej.

Jest postęp malutki

Dzisiaj mój eksperyment został zawieszony. Nie było mnie w domu prawie cały dzień. Tomek złamał się i założył Poli pieluchę. Gdy tylko przyszłam, ściągnęłam pieluchę, no i za pół godziny była kałuża. Pola popatrzyła na mokrą podłogę, pobiegła do łazienki mając na ustach „trzeba powycierać”.. no i powycierała. Cudownie :)

czwartek, 5 listopada 2009

Zapalenie ucha

Postanowiłam skorzystać z faktu, że Pola musi siedzieć w domu przez najbliższe dni i nauczyć ją sikania do nocnika. Polega to na niezakładniu pieluchy i częstym pokazywaniu gdzie trzeba zrobić siusiu. Dzisiejszy bilans to 6 par zasikanych spodni, 2 pary rajtuzek i jeden sik bezpośrednio na podłogę. Do nocnika wpadło parę kropelek siku i mały bobek. 2 lata, nieźle mówi, a tego nie może skumać. Albo nie chce, bo jak spytalam gdzie trzeba zrobić kupkę i siusiu, to powiedziała że na łóżko albo na stół...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Odkryłam cudowny lek...

Wczoraj wieczorem Mikołaj, przeskakując z kanapy na fotel, spadł na podłogę na czubek głowy. Strasznie płakał. Powiedział, że boli go głowa i plecy, i że nie może chodzić. Wszelkie próby namawiania go do chodzenia zawodziły. Stawiałam go na nogach, a on osuwał się na podłogę. Już wyobrażałam sobie - neurologia, rehabilitacja, wózek inwalidzki i wtedy powiedziałam, że jak przejdzie przez pokój to dostanie czekoladę. No i przeszedł. Parę razy. Potem zjadł dwie kostki wedlowskiej gorzkiej, a dzisiaj poszedł do przedszkola. Jak widać czekolada ma moc uzdrawiania. Nie wiadomo co jeszcze może wyleczyć...