niedziela, 27 czerwca 2010

Zieleń uspokaja.

Okazuje się , że nawet na sprzątaniu nie można się przy dzieciach skupić. Co chwile coś chcą - mamo, a co tu jest napisane; mamo, a gdzie jest mój zygzak; mamo, jestem głodny; mamo, a Mikołaj mówi że nie można, a ja tak chcę; mamo, a Pola rysuje po stole; mamo, chce się przytulić.. W końcu o 18, po tym jak Pola ugryzła Mikołaja prawie do krwi, stwierdziłam, że nie wytrzymam dłużej w domu i zabrałam dzieci do parku. I to było cudowne, nagle, jak kupiłam im loda, to się uciszyły na 15 minut. Pola znalazła wielki patyk, złapała go jak pistolet i spytał: mamo, kogo mam zastrzelić? Powiedziałam, że komary. No więc miała dużo roboty.

Przyroda miejska.

Nigdy nie pałałam miłością do gołębi. Miejskie, brudne, niby ptaki. Od paru lat mieszkam jednak na asfaltowo-ceglanej pustyni, a raczej studni, w której jedynymi zwierzętami są psy na smyczy, koty i gołębie. Gdy któryś z nich siadał mi na parapecie, myślałam o tym żeby go przegonić, bo przeważnie był ohydny - miał uwalony kupą dziób i postrzępione pióra. Od paru dni jednak myślę, że skoro to jedyne zwierzęta które dają tu radę, to niech będą zdrowsze - i dokarmiam ich razowym chlebem i ziarnami, orzechami i różnymi innymi zdrowymi przysmakami. Mam tu sąsiadkę, która je codziennie karmi ale widzę, że daje im białe bułeczki - kto na tym pociągnie długo? Może powinnam jeszcze ją uświadomić zanim się wyprowadzę?

Mieszkanie 66 metrów kwadratowych na warszawskiej Pradze do kupienia.

Okazuje się że zanim zacznie się sprzedawać mieszkanie, to trzeba w nim posprzątać. Pożyczyłam aparat cyfrowy, żeby zrobić szybkie foty mieszkania, no i od paru godzin sprzątam. Na razie udało mi się sfotografować balkon. Może zdążę przed zmrokiem, w dzień chyba lepiej mieszkania wyglądają. Właściwie to piszę to tylko po to, żeby na chwilę przestać sprzątać.

sobota, 26 czerwca 2010

Katedra Floriana

W Parku Praskim jest muszla koncertowa z wysokim dachem na który można łatwo wejść. Znaczy nie można - mówi straż miejska, ale na szczęście nie za często tam zaglądają. No więc Mikołaj wlazł na górę razem ze swoim kumplem Emkiem i był z tego bardzo dumny. Po jakimś czasie znów tam powędrowaliśmy i Mikołaj sobie przypomniał ten swój wyczyn. Spytałam go, czy tam było fajnie - powiedział że było super, bo widać było takie dwie wieże co mają na końcu plusik.

piątek, 25 czerwca 2010

Hałas.

Dzisiaj byłam w przedszkolu na tzw. dniach adaptacyjnych. Adaptowała się Pola. Polegało to na tym, że rodzice stali i patrzyli jak się ich dzieli bawią w sali przedszkolnej. Dopiero zrozumiałam co to jest hałas wydawany przez całą grupę dzieci. Po 90 minutach wyszłam wykończona. To był dźwięk trochę jak w ulu, w którym zamiast brzęczeć, mówi się. Teraz słucham jak Pola nawija do konika i śpiewa. I już doceniam że to tylko jedna Pola, a nie 10 Pol. Mikołaj zalicza ostatnie dni przedszkola w swoim życiu. Jest z tego niezmiernie zadowolony.

środa, 9 czerwca 2010

Skutki uboczne posiadania dzieci.

Moje dzieci cały czas wydaja jakieś dźwięki. Głównie mówią, krzyczą, śpiewają, piszczą, śmieją się i płaczą. Ciągłe przebywanie w hałasie jest szkodliwe i trudne do zniesienia. Dopiero we wrześniu jak Pola pójdzie do przedszkola mam szansę na częściową przynajmniej rekonwalescencje zrytej głowy.