wtorek, 3 lutego 2009

Kupując na Targowej

Dzisiaj rano gdy kupowałam ser u mojej ulubionej pani Halinki przy Różycu, jej klientka powiadała jak jej syn, zapewne pijany, wsadził dwójkę swoich małych dzieci do samochodu po czym pojechał i roztrzaskał się o drzewo. Nic się nikomu nie stało, tylko jeden dzieciak miał zadrapane czoło. On jednak jeszcze tej samej nocy się powiesił.
Dowiedziałam się również, że pani Tereska - druga handlarka "ma coś z głową", bo sprzedała mi kurczaka za 18 złotych a sama go kupiła za 20... ale że mam się nie przejmować, bo ona i tak ma kupę forsy... Np. kiedyś rozdawała za darmo kwiaty...
Później kupowałam jabłka. Poprosiłam o 4 kortlandy. Pan się spytał ile? Kilogram? A ja na to no nie z 4 wystarczą. On na to no: No to będzie kilogram. Dostałam 7 jabłek warzących kilogram.

Brak komentarzy: