środa, 15 grudnia 2010

Praktyka najlepszym nauczycielem.

Słyszałam, że rodzina chorego choruje razem z nim. Dzisiaj zrozumiałam o co chodzi. Ponieważ połowa moich domowników choruje, od wielu dni nie mogę się ruszyć dalej niż do sklepu.. Mimo że niby jestem zdrowa, nie mogę funkcjonować normalnie.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Miłość.

Właśnie usłyszałam taką piosenkę w radio:
"Kiedyś kupię nóż i pozarzynam wszystkich w koło
....zostawię tylko dwoje.."
Po chwili okazało się, że jest to piosenka o miłości..

wtorek, 16 listopada 2010

Jakoś nie piszę bo albo nic nie widzę, jestem ślepa i głucha i nic nie zauważam ciekawego, albo nie chcę nikogo dołować, albo nie mam czasu, albo mam resztki sił, które próbuję zużyć na pożyteczne (?) sprawy..Bo teraz najbardziej mnie cieszy praca. No i dzieci moje kochane (szczególnie że ruszyły do placówek społeczno-edukacyjnych).

Wakacje były miłe - podróżowaliśmy z dużym namiotem po Unii Europejskiej. Podążaliśmy za ciepłem i musieliśmy aż do Hiszpanii dojechać. Poruszaliśmy się głównie wybrzeżami, ale była też półpustynna Nawarra.

Niestety mój aparat tego nie wytrzymał i przestał dobrze działać. Gdy go pokazałam Milanowi, to powiedział, że mam mercedesa a traktuję go jak wóz drabiniasty.

niedziela, 27 czerwca 2010

Zieleń uspokaja.

Okazuje się , że nawet na sprzątaniu nie można się przy dzieciach skupić. Co chwile coś chcą - mamo, a co tu jest napisane; mamo, a gdzie jest mój zygzak; mamo, jestem głodny; mamo, a Mikołaj mówi że nie można, a ja tak chcę; mamo, a Pola rysuje po stole; mamo, chce się przytulić.. W końcu o 18, po tym jak Pola ugryzła Mikołaja prawie do krwi, stwierdziłam, że nie wytrzymam dłużej w domu i zabrałam dzieci do parku. I to było cudowne, nagle, jak kupiłam im loda, to się uciszyły na 15 minut. Pola znalazła wielki patyk, złapała go jak pistolet i spytał: mamo, kogo mam zastrzelić? Powiedziałam, że komary. No więc miała dużo roboty.

Przyroda miejska.

Nigdy nie pałałam miłością do gołębi. Miejskie, brudne, niby ptaki. Od paru lat mieszkam jednak na asfaltowo-ceglanej pustyni, a raczej studni, w której jedynymi zwierzętami są psy na smyczy, koty i gołębie. Gdy któryś z nich siadał mi na parapecie, myślałam o tym żeby go przegonić, bo przeważnie był ohydny - miał uwalony kupą dziób i postrzępione pióra. Od paru dni jednak myślę, że skoro to jedyne zwierzęta które dają tu radę, to niech będą zdrowsze - i dokarmiam ich razowym chlebem i ziarnami, orzechami i różnymi innymi zdrowymi przysmakami. Mam tu sąsiadkę, która je codziennie karmi ale widzę, że daje im białe bułeczki - kto na tym pociągnie długo? Może powinnam jeszcze ją uświadomić zanim się wyprowadzę?

Mieszkanie 66 metrów kwadratowych na warszawskiej Pradze do kupienia.

Okazuje się że zanim zacznie się sprzedawać mieszkanie, to trzeba w nim posprzątać. Pożyczyłam aparat cyfrowy, żeby zrobić szybkie foty mieszkania, no i od paru godzin sprzątam. Na razie udało mi się sfotografować balkon. Może zdążę przed zmrokiem, w dzień chyba lepiej mieszkania wyglądają. Właściwie to piszę to tylko po to, żeby na chwilę przestać sprzątać.

sobota, 26 czerwca 2010

Katedra Floriana

W Parku Praskim jest muszla koncertowa z wysokim dachem na który można łatwo wejść. Znaczy nie można - mówi straż miejska, ale na szczęście nie za często tam zaglądają. No więc Mikołaj wlazł na górę razem ze swoim kumplem Emkiem i był z tego bardzo dumny. Po jakimś czasie znów tam powędrowaliśmy i Mikołaj sobie przypomniał ten swój wyczyn. Spytałam go, czy tam było fajnie - powiedział że było super, bo widać było takie dwie wieże co mają na końcu plusik.

piątek, 25 czerwca 2010

Hałas.

Dzisiaj byłam w przedszkolu na tzw. dniach adaptacyjnych. Adaptowała się Pola. Polegało to na tym, że rodzice stali i patrzyli jak się ich dzieli bawią w sali przedszkolnej. Dopiero zrozumiałam co to jest hałas wydawany przez całą grupę dzieci. Po 90 minutach wyszłam wykończona. To był dźwięk trochę jak w ulu, w którym zamiast brzęczeć, mówi się. Teraz słucham jak Pola nawija do konika i śpiewa. I już doceniam że to tylko jedna Pola, a nie 10 Pol. Mikołaj zalicza ostatnie dni przedszkola w swoim życiu. Jest z tego niezmiernie zadowolony.

środa, 9 czerwca 2010

Skutki uboczne posiadania dzieci.

Moje dzieci cały czas wydaja jakieś dźwięki. Głównie mówią, krzyczą, śpiewają, piszczą, śmieją się i płaczą. Ciągłe przebywanie w hałasie jest szkodliwe i trudne do zniesienia. Dopiero we wrześniu jak Pola pójdzie do przedszkola mam szansę na częściową przynajmniej rekonwalescencje zrytej głowy.

wtorek, 4 maja 2010

Przesilenie wiosenne

Ponieważ nie mam nic mądrego do powiedzenia ostatnio, postanowiłam że oddam pole tekstowe Poli. Wyrywa się to niech pisze..


jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj ccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccffffcccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccc                                                                                                                                                       n,,,mnnmjm, nbmmmjn hbbmmngnhgtrggtggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggggg                                                                                                          vvbbc    

piątek, 30 kwietnia 2010

jakieś pity?

Właśnie 10 minut temu minął termin rozliczania się z systemem. Może jutro spróbujemy to zrobić.. Może.

Lepiej nie patrzeć na podłogę

Dzisiaj rano Tomek zaczął sprzątać. Popatrzyłam na to przerażona. Na szczęście szybko przestał, bo stwierdził to co ja stwierdzam codziennie. Jest taki bałagan i syf, że trzeba by było sprzątać cały dzień, albo dwa. Po co tak sobie psuć dzień.

niedziela, 28 marca 2010

SZTUKA ODMAWIANIA

Niektórym się wydaje, że filmowanie to zabawa. Pojęcia nie maja jaka to ciężka praca. Fizyczna i umysłowa. Otóż w domu kultury w Łochowie jak zwykle obserwowałam Wojtka przy pracy i wymyślałam ujęcia, aż tu wpada pani B. i pyta, czy nakręcę jej imprezkę, bo jakiś wieczorek artystyczny mają. Byłam w dość mocno zakręcona i nie wyszło mi tłumaczenie, że ja tu pracuję nad czymś innym, nad filmem dokumentlnym. Ona w każdym razie nic nie skumała, a ja nie umiałam odmówić. Efekt - wieczór zmarnowany, energia wyczerpana. Nie żebym tu na kogoś zwalała. Winna jestem ja, że nie potrafię być asertywna. Ale właśnie postanawiam, że to się zmieni.
Na drugi dzień Ania powiedziała, że jej 3 - miesięczny Filip już umie "powiedzieć" NIE! Ciekawe - u dzieci to pierwsze słowo jakiego się uczą, a ja mam z nim problemy...
Acha, jeszcze jedno mi się przypomniało. Jak 6 lat temu braliśmy z Tomkiem ślub, to też byłam jak ta pani B. Namówiłam (delikatnie mówiąc) kolegę Ubika, żeby pofilmował na naszym ślubie. No przecież jest operatorem, więc któż inny. No i teraz mi wstyd. No i ta akcja z panią B, to taka kara dla mnie..

poniedziałek, 8 marca 2010

Uroki przedwiośnia i dzieci co to choróbska łapią i rodziców zarażają..

Jeśli chodzi o gry to Mikołaj szybko się opamiętał. Nie potrzebuje jednak żadnych detoksów. Zaczęli z Polą rysować w Paincie. Robi się ciekawie.
Ja za to od 11 dni przez ogólnorodzinną grypę nie wychodziłam z domu. Wczoraj pierwszy raz wyszłam do sklepu i dzisiaj też, ale nie nazwałbym tego przewietrzeniem głowy. Teraz rekonwalescencja i odzyskiwanie sprawności umysłowej. Powoli.
Taka uwięziona w domu myślałam o Żydach którzy ukrywali się miesiącami w piwnicach. No i oczywiście wyszło na to, że marudzę, że parę dni siedzę w domu. Człowiek to jednak jest silną istotą.

sobota, 27 lutego 2010

Mikołaja pierwsze kroki w wirtualnym świecie.

Wczoraj pokazałam Mikołajowi grę komputerową. Polegała na tym, że kieruje się zwierzątkiem siedzącym w autku i jeździ po jakiejś trasie z przeszkodami. Po dwuch godzinach nie chciał odejść od komputera. Wieczorem ciągle chciał żeby mu włączyć grę. Poczułam niepokój, a zaraz po przebudzeniu dzisiaj poczułam, że Mikołaj potrzebuje odwyku. Wieczorem już zapomniał, ale w dzień parę razy pytał o grę. Ponieważ nie posprzątał zabawek, gry nie włączyłam - taka była umowa.

poniedziałek, 22 lutego 2010

Koniec paranoi

W końcu dowiedzieliśmy się prawdy od netii. Nie mogą nam podłączyć internetu, bo tu nie ma odpowiednich warunków. Jak widać nie było to łatwe do stwierdzenia... Potrzebowali na to prawie 4 miesiący od podpisania umowy. Co ja mówię, ta umowa w ogóle nie powinna była zostać podpisana... Zadzwoniliśmy do innej firmy, która już kiedyś nam dostarczała łącze, no i w ciągu paru godzin od telefonu znów jesteśmy podłączeni. Prawie dwa miesiące bez internetu przez gościa pełniącego funkcję o mile brzmiącej nazwie - konsultant do spraw internetu. Nazwiska oszczędzę, każdemu może się zdażyć błąd.

sobota, 23 stycznia 2010

paskudna netia

Umowe z netia podpisalismy w listopadzie. Do dzisiaj nie mamy internetu. Najpierw skonczyly sie urzadzenia na magazynie i w hurtowniach. Urzadzenie przyszlo w grudniu chyba i kolej przyszla na panow z kablami. Panowie z kablami przybyli 19 stycznia, niestety kabel okazal sie za krotki. Nie mieli wiecej w umowie. Nadal wiec nie ma netu od neti. Jutro poprzebijam baloniki z napisem netia w jakims miejscu publicznym. Pan od umowy dal te baloniki moim dzieciom. Pragne satysfakcji. Jakies odszkodowanko...?

niedziela, 3 stycznia 2010

Całkiem miła wizyta.

Netia nawala ale mówi że to podwykonawcy. Nie ważne - internetu nie ma, tylko u sąsiadki... Przez trzy dni mieliśmy za to rodziców. Wszystkich możliwych czyli trzech. Pozostało jeszcze po nich trochę jedzenia i alkoholu, nowe zabawki i ostre noże. Mój tato, oprócz naprawiania wszystkich usterek, zawsze ostrzy mi wszystkie noże, a ja mam potem pocięte palce. Zdecydowanie wolę tępe.