środa, 18 marca 2009

Właściwie to jestem prawie spakowana.

Boli mnie brzuch, i nie wiem czy zaraziłam się od dzieci czy ze stresu.

Cały dzień dzisiaj zastanawiałam się czy już jechać do szpitala czy jeszcze chwilę poczekać. Najpierw było lepiej później gorzej no i jestem ciągle w domu. Pola ma jakiegoś wirusa od soboty i nic prawie nie chce jeść i pije też niewiele.

Rodzice śpiący przy łóżkach dzieci, służba zdrowia, dzieci radzące sobie w nowych warunkach - to wszystko kusi żeby poobserwować. Wbijanie igieł, badanie na siłę, bo inaczej to Pola się nie da dotknąć, no i mój brak zaufania do większości lekarzy powstrzymują mnie od pójścia do szpitala.

Pola wyprosiła mnie żebym wyszła z nią na spacer. Wyszłam na 10 minut. Na schodach spotkałam sąsiadkę, która powiedziała mi, że ona to jak tylko drugi dzień gorączka u dzieci, to już do przychodni idzie i się boi o nich ciągle. No bo znajomym dziecko zmarło, a innym ma jakieś powikłania i nie może chodzić...

Brak komentarzy: