Wczoraj był u mnie znajomy. Najpierw powiedział że jedzie na Jamajkę i tam będzie bezdomny. Później powiedział że właściwie to nie pożyje już za długo. Następnie że nie ma miłości, a potem że jednak jest ale to choroba. Generalnie był załamany i nie wiem do czego by doszło ale na szczęście wyjęłam słynne ogórki z chilli mojej mamy. Otwarcie tego słoika i spożycie paru kawałku było prawdziwym punktem zwrotnym.
ps. nie jest to pierwsza osoba którą te ogórki wyciągają z depresji. Serio. Niestety to ostatni słoik w tym sezonie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Oj ogórki maminki Twej są wyborne. Uwielbiam!
Kochana, trzeba koniecznie nauczyć się ich robić!
i jeść przez całą jesień i zimę :)
Prześlij komentarz