Dzisiaj leżałam na łóżku i usłyszałam jak gdzieś tam wysoko leci jakiś samolot. Pasażerski pewnie. To niesamowite, jak łatwo niektórzy się przemieszczają tysiące kilometrów, podczas gdy ja nie mogę wyjść z dziećmi z domu od tygodnia przez jakieś małe zarazki w tchawicy Mikołaja.
Wczoraj byłam w Biedronce po papier i chusteczki. Jak wchodziłam z zakupami po schodach, czułam taki zapach jakby ktoś wyperfumowany jakimś kwiatowym zapachem pił denaturat. Niestety w domu też tak pachniało. Nie zauważyłam napisu perfumowane. Teraz leżą w kiblu, ale chyba wyniosę je na balkon.
Dzieci jak płaczą to robią to z taką siłą, że człowiek widząc to myśli że jest gnojem doprowadzając do takich stanów. Dzisiejszy dzień skończył się mocną awanturą. Żeby zmniejszyć wyrzuty sumienia wyliczam winy Mikołaja. Totalna ignorancja moich próśb wszelakich, całkowity opór, złośliwość... Straciłam cierpliwość...
Żeby przekonać Mikołaja żeby się rano przebrał z piżamy w majtki, spodnie i bluzkę, no i jeszcze skarpetki i kapcie muszę się nieźle nagimnastykować. Dzieciak kompletnie nie kuma (chociaż sytuacja powtarza się codziennie) że tylko przez parę sekund będzie zimno a potem będzie lepiej niż w cienkiej piżamie. Najczęściej kończy się na awanturze. Zauważyłam że coraz szybciej zaczynam krzyczeć. Po prostu wiem że tak będzie przeciągał bez końca a nie chce mi się szukać innych sposobów dotarcia do jego dzieciowego umysłu. Boję się że nastanie dzień że zamiast miłego dzień dobry zacznę wrzeszczeć...
Nawet jeśli wykonywanie jakiejś czynności wydaje się pozbawione sensu być może wcale tak nie jest. Dzisiaj trzymałam przez jakieś 1.5 godziny kadr. Prosty nieskomlikowany, totalnie mnie nie interesowało co z tego powstanie. Musiałam się tylko skoncentrować. Teraz po paru godzinach widzę korzystne zmiany w mózgu.
A może to efekt przebywania bez dzieci, co mi się ostatnio nie zdarza.
Jest trzynasta. Od rana wykonuję setki czynności, przebieranie dzieci, dwa śniadania, zabawa, sprzątnie paru rozlanych napojów, kaszek, rozsypanych okruchów, wrzucenie zdjęcia do digarta, gotowanie rosołu na trzy dni, mycie góry naczyń, praca nad nowym zestawem zdjęć, usypianie dzidziusia, dziesiątki trudnych pytań od czterolatka... Zaraz wychodzę do pracy więc wreszcie odpocznę.
Mam koło domu dobry rybny, jest jednak jeden problem. Pani która te ryby sprzedaje zawsze daje Mikołajowi lizaka. Paskudnego, nafaszerowanego E-tysiącmilionów. Zmieniła się pani ostatnio, ale zwyczaj pozostał. Ponieważ nie znoszę dawać dzieciom takich świństw, nie mogę tam chodzić. Nic bowiem nie pomagają prośby, żeby tych lizaków mu nie dawała. Zawsze z wielką radością wyciąga spod lady to kolorowe paskudztwo. Jest przy tym szalenie miła tak samo jak i szef, który uratował mi kiedyś skórę jak okradła mnie cyganka. Nawet gdy pójdę po ryby sama dostaję lizaka do przekazania dla Mikołaja. To było wyjście, uzbierałam niezłą górę takich lizaków. Jednak teraz niemal nie zdaża mi się chodzić tamtędy bez dzieci i zawsze z bólem omijam rybny i idę do mięsnego...
Depresja odpuszcza więc piszę. Jeszcze nie wiem czy to depresja. Po wczorajszym wybuchu powoli dochodzę do siebie. Krzyczałam i płakałam chyba z pól godziny. Dzisiaj jest już całkiem nieźle - prawie wcale nie krzyczałam na dzieci i mam energię do pracy. Po owym wybuchu pojechałam do csw. Są tam dwie ciekawe wystawy. Polska - dość dołująca i angielska - świetna rzecz o człowieku. Patrzyłam że oczy mi wyłaziły a parę razy nawet śmiałam się na głos.
Gdy wypijam szklankę wina robi się miło, ale gdy zaczynam pić drugą pojawiają się wyrzuty, że później nakarmię dziecko takim mlekiem. Męczy mnie taka odpowiedzialność. Dziś odwiedzili mnie znajomi. Też nie mają slońca w domu i też mają depresję. To już drugi taki przypadek o jakim dowiedziałam się w tym tygodniu. Razem ze mną jest już trzy.
Do połowy lutego chyba nie mamy słońca w mieszkaniu, bo jest za nisko, a kamienica na przeciwko za wysoka. Skutkiem tego nie widzę słońca czasami przez wiele dni. Jasnę mogłabym wyjść z domu w ciągu dnia ale jest zimno, a dzieci tak nie lubią ubierania, że każde wyjście zamienia się w walkę na którą nie zawsze mam siłę. Wniosek z tego jest taki że moja depresja nie bierze się z braku słońca w mieszkaniu ale z lenistwa.
Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień to udały mi się dwie rzeczy. Ugotowałam dobrą zupę i wymyśliłam zarys koncepcji zestawu zdjęć do publikacji w "Tytule roboczym". Z obu się w sumie cieszę, bo dzieci mają co jeść przez trzy dni, a ja może coś w końcu zrobię.
Przez ostatnich parę lat najwięcej rozmawiam z dziećmi. Są tego minusy i plusy. Język ubożeje, zdania pojedyncze, częsty tryb rozkazujący. Jednak jako dobra mama szukam plusów. Wyobraźnia i empatia się rozwija. Można spojrzeć na swoje życie wstecz - duże terapeutyczne możliwości... To pocieszające, że dzieci nie tylko przeszkadzają. W ramach rozwoju swojego języka znów zaczęłam czytać. Na początek Tyrmand.. Głównie w wannie późnym wieczorem, jako że to jeden z niewielu momentów, kiedy jestem sama. Skutek będzie na pewno taki, że będę miała nieogolone nogi.
Gdy parę dni temu robiłam zdjęcia na koncercie znajomego, pewna pani powiedziala że kupuje ode mnie wszystkie. Wiem oczywiście, że to ze względu na przyjaźń z artystą, ale przyznaję że taka sytuacja dla fotografa jest bardzo komfortowa :)
Przed wczoraj w nocy gdy wracałam z Nowego Świata na Pragę przez most widziałam jak zamarza woda na chodniku. Prawdopodobnie zamarzała pierwszy raz po lecie. Czasem warto przejść przez most na piechotę.
listopada 19, 2008 - środa
Jesień działa na mnie usypiająco.
Zasypiam jak tylko przyłożę głowę do poduszki. Bez poduszki też zasypiam. Zasypiam też przed komputerem i w tramwaju. Zasypiałabym też w pociągu ale ostatnio nie jeżdżę nigdzie. Zasypiam wieczorem, rano i w południe. Zasypiam nawet gdy jestem głodna i jest mi zimno. A najgorzej, że zasypiam bez umycia zębów.
- Boże jak możesz podrzucać te piłeczki jak masz taki bałagan?! - Muszę pracować nad swoimi półkulami. Jak żągluję mózg się rozwija. - Robale ci się rozwiną w tym syfie. Jak ci nie wstyd. A jak ktoś przyjdzie to nie będzie ci wstyd? - Mamo daj spokój bo się nie mogę skupić.
Tylko trochę inny sład na podłodze. Dziś król;ują pestki od dyni - małe białe łeski i porozrywane sreberko od czekolady. Męczy mnie świadomość że powinnam to posprzątać, bo sam bałagan chyba nnie wydaje mi się straszny.
Pola zasnęła ale zdążyła zrobić niemały bałagan. Oprócz stu zabawek, porozrzucała po domu wygrzebane ze śmietnika skorupki od jajek, na środku pokoju postawiła nocnik i miskę oraz parę naczyń z kuchni. Na łóżko zrobiła siku, bo na chwile jej zdjęłam pampersa. Do kuchni lepiej nie zaglądać. Ponieważ mam zamiar posiedzieć przy zdjęciach udaję że nie widzę tego bałaganu.
Po nieprzespanej nocy zapadłam w sen o godzinie 11
Miałam pierwszą w życiu halucynację. To było we śnie ale na prawdę to przeżyłam. Byłam z paroma osobami nad falującą wodą , kiedy ona się zatrzymała. Fale wyglądały jak wyrzeźbione z niebieskiego gipsu. Zatkało mnie totalnie. Nie była to halucynacja zbiorowa, więc ostatecznie uznano mnie za dziwną i przestano poważnie traktować. Wiem teraz że halucynacje to nic miłego, chyba że po jakiś środkach. Może lepiej nie spać w ciągu dnia, tylko jak każdy porządny człowiek - w nocy..
W nocy spałam może z godzinę. Tomek nie mógł spać i uważał że ja też nie powinnam spać... Teraz od 7:30 dzieci nie spią więc ja też, chociaż chcem mi się spać bardzo. Tomek oczywiście śpi. Jestem na niego wściekła, a krzyczę na dzieci.
Ciepłolubne zwierzęta schowano do budynków. Tak więc żyrafy, bongo, w pokojach w których mogą zrobić cztery kroki... Dzikie koty są najwidoczniej mocno wkurzone, łażą tam i z powrotem po klatkach. Orły bieliki mają parę metrów przestrzeni, ale widzą całe niebo przez siatkę... Goryle i szympansy mono znudzone. Słonie, nosorożce, pingwiny, flamingi, pelikany wyglądają na zadowolone. Pani mrówkojad urodziła dzidziusia i leży z nim ciągle na sianie. Krokodyl za szybą nawet nie drgnie. Ara zielona ma doskonałe kolory! Taki świat 10 minut od mojego domu. Nie mogę w to uwierzyć. Teściowa powiedziała że małpy budzą w niej odrazę. Mi się wydały bardzo ludzkie.
Wybieramy się dzisiaj do supermarketu a potem do ZOO. Obu miejsc nie lubię. Już wiem jak będę wyglądała wieczorem.. Dla teściowej i dzieci czasem jednak się poświęcam. Taka mała masakra popełniona na sobie robi mi dobrze. Zawsze to nowe wrażenia - w tym ZOO jeszcze nigdy nie byłam.
Usiadłam na chwilę przy komputerze a Miki rozlał coś tam.. Teściowa: "Coś ty Mikołajku masz dzisiaj kiepski dzień. Nic ci się nie udaje. Rozlałeś picie teraz będzie cuchnąć bo to z mlekiem, no widzisz. Co się jeszcze ci dzisiaj przytrafi? No widzisz jakie życie jest ciężkie i okropnie trudne. Cały czas się trzeba męczyć i nic nie wychodzi..."
listopada 10, 2008 - poniedziałek
wzmacniacz smaku i geny
Do pierwszej w nocy siedziałam dziś z teściową w kuchni. Rozmawiałyśmy sobie o życiu naszym. Jako biochemiczka chciała mnie przekonać ze glutaminian sodu nie jest taki groźny. Jednak po chwili doszłyśmy do wniosku, że jest taka możliwość że może uszkadzać mózg. Po raz kolejny okazało się również, że geny próbują wtrącić trzy gosze w nasze życie, a nawet więcej niż trzy grosze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz